piątek, 4 maja 2012

Maju baju 2

Wnętrze katedry w Sandomierzu
                   Weekend majowy trwa. Rozpocząłem go w Sandomierzu, mieście królewskim i codziennej pracy ojca Kosmateusza. Pod jego domem dają wyjątkowe lody i naprawdę dobrą kawę, co prawda zamiast uroczej gosposi jakieś chłopaki się przypałętały, ale to mały szczegół. Kawę parzą pyszną. Upał bliski 30-stu stopniom pod koniec kwietnia to lekki obłęd, przyroda rozkwitła w ciągu dwóch dni, szał zieleni i owadów, nawet żaby zaczęły swe śpiewy, choć to trochę nie ta pora. Ptaki szturmują niebo, walczą nieustannie z intruzami w obronie gniazd i młodych. Dzięcioły szykują się do gniazdowania, remizy siedzą już na jajach, wilgi zlatują się na gody, pustułki przeganiają rywali, inne już mają młode głośno nawołujące swoich rodziców. Szał życia na niebie.
                     W pięknym Sandomierzu turystów wielu, faktycznie miasto urzeka, nie tylko zabytkami, ale też przyrodą, obecną dosłownie wszędzie. Takiej ilości ptaków w środku miasta to jeszcze nie widziałem. Do tego doskonałe warunki do obserwacji. To miasto zieleni, wody i ... kurzu, tzn. lessu, który dosłownie unosi się wszędzie, a widoczny jest szczególnie wieczorem na samochodzie, na ciele, na ciuchach, we włosach. Mimo to, tak cudownego miejsca, jak wąwozy lessowe nie popuściłbym absolutnie. W moim rodzinnym domu mieliśmy kiedyś taki album czaro-białych fotografii zatytułowany "Polska", gruba księga (mamo masz ją jeszcze?). To właśnie w niej będąc oseskiem widziałem pierwszy raz zdjęcie tych wąwozów, wtedy obiecałem sobie, że je zobaczę. Minęło powiedzmy 30 lat i zobaczyłem. Poza tym pochyły rynek ze swoim ratuszem, urocze kamieniczki, nad Wisłą nowoczesna przystań i basen rekreacyjny, spod którego można podziwiać bryłę zamku i niezwykle pięknej katedry. Jak w Kazimierzu Dolnym można włóczyć się uliczkami, choć klimat tu zdecydowanie bardziej miejski.

Skwer Starej Synagogi w Tarnowie,  ocalała
tylko bima, ale i tak wygląda okazale. 
Kolejny dzień to zwiedzanie terenu, w drodze do Krakowa, czyli spacer po Górach Pieprzowych (tak, tak, są takowe w Polsce), zamek w Baranowie Sandomierskim, zdecydowanie lepiej wyglądający na zdjęciach niż w rzeczywistości, jego menedżerowie zupełnie zapomnieli o jakimkolwiek marketingu, stoi to i nic więcej. Potem Tarnów, i tu niespodzianka. Miasto zadbane, smaczne, przyjazne, pełne historii, oferujące turystom wiele atrakcji, świetne galerie i muzea, ryneczek pełen kawiarni, restauracji. Będąc w Krakowie spokojnie można polecić wypad na dzień do Tarnowa, po drodze włócząc się po skalnym mieście koło Ciężkowic, albo oglądając zabytki kultury żydowskiej w Dąbrowie Tarnowskiej, oj ciekawa ta Małopolska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz