|
Wszechobecne babie lato dawało znać o jesieni |
Kilka dni wolnego. Wrzesień ma w sobie coś bardzo magicznego, zmieniają się kolory całego pejzażu, pustoszeją miejsca piękne, zadeptywane przez turystów wakacyjnym tumultem, noce są jeszcze ciepłe a dni pozwalają cieszyć się słońcem. Oczywiście najbardziej widać to w lesie. Byliście kiedyś nad rzeką, na brzegach której jednego poranka rodzą się tysiące jętek, gdzie grzyby rosną obok siebie dziesiątkami, spod nóg wylatuje przestraszony lelek, w nocy słychać pohukiwanie włochatki, a za dnia krzyki polujących myszołowów i orlików? Tak jest na Kaszubach. Do tej listy doliczyć trzeba: codzienny, od świtu po zmierzch, klangor żurawi, wiosenny śpiew stadnie przelatujących ptaków wszelkiej maści, klucze dzikich gęsi hałasujących wręcz nieustannie we wrześniu i wiosną, a w sezonie grzybowym dziesiątki, może nawet setki grzybiarzy, wałesających się i okalających skupionym wzrokiem każdy kawałek poszycia leśnego, by znależć ten swój wymarzony, wypatrzony gatunek pasożyta. Grzyby to fenomen, znany chyba najbardziej na wschodzie Europy. Może wynikał on z biedy, z niedoboru jedzenia, a może po prostu z upodobań kulinarnych? Pewnie rękę przyłożył do grzybobrania nasz Adaś M. swoim piękny opisem spaceru po lesie w "Panu Tadeuszu".
Ponoć najlepsze grzyby rosną w Skandynawii, a nie są tam ani zbierane, ani zbytnio jadane. W Polsce to chyba wręcz narodowa tradycja...i słusznie. Bo jak już się tu jest, trzeba korzystać i jeść, jeść, jeść... Słoneczny poranek obudził mnie zapachem lasu i kawy parzonej przez gospodarza domu, wychodzę na krótki spacer, na małej polanie otoczonej lasem, koło domu leży stary pług, a wśród płóz rośnie kilka rydzów, które momentalnie znalazły się na stole. Kolejne śniadanie znalazło się, kiedy jechaliśmy wczesnym rankiem do punktu aptecznego w Leśnie z powodu mojego całonocnego bólu głowy. Na brzegu lasu rosły kanie, które wypatrzyliśmy z okien samochodu. Zjedzone ze świeżym mlekiem, domowym chlebem i kawałkami indyka. Potem już codziennie grzyby stanowiły stały element naszego jadlospisu, z tym że codziennie jedliśmy inne, Kaszuby w tym roku obfitowały w: kanie, rydze, podgrzybki, kurki, kozaki brązowe i czerwone zwane po naszemu krawcami. Owocem ostatecznym zbieractwa jest pięciolitrowy słój suszu stojący na widocznym miejscu maleńkiej kuchni.
|
Cisza jeziora, puste łódki,
tylko kormorany... ciągle głodne |
Kaszuby to także przedziwna mapa, topografia, kraina, gdzie znajduje się wszystko: góry z wyciągami narciarskimi, wyżynny krajobraz pojezierza, moreny wokół Trójmiasta, pustynie leśne, chociażby ta, koło Drzewicza, nie mówiąc o Rowokole czy wydmach w Łebie, cudowne morze, rzeki, które są bardzo różne, od leniwych po górskie bystrza, królowa Brda, kociewska Wda, szalone: Wierzëca i Radunia, rzeki pobrzeża: wartka jak Dunajec Słupia, Łeba, Rega, na których można nie bez bólu i wywrotek szaleć na kajakach.
Kaszuby to niezliczone jeziora, z reguły rynnowe, długie, wielkie i malutkie, gdzieś zatopione w leśnych ostępach. Lasy nieprzebyte, niby wszystkie gospodarskie, ale areałem wielkie: Bory Tucholskie, lasy Zaborskie, pachnące sosną i żywicą.
A mapa? To region najdziwniejszych nazw w Polsce: że zacznę od słynnych Swornychgaci, które oczywiście kompletnie nie mają nic wspólnego z gaciami, tylko z kaszubskim czasownikiem gaceniem – co znaczy umacniać brzegi rzeki, czy jeziora sworzniami (sworami) czyli palikami, tkanymi na przemian korzeniami sosny. Do tego worka można dołożyć: Mylof, Złe Mięso, Męcikał, Asmus, Wiele, Funka, Niepszczołąg, Rolbik, Lamk, Wdzydze, Gotelp, Wygoda, Puc, Puck, Malachin, Belfort, Foshuta, Bachorze.... można tak w nieskończoność, wszystkie one brzmią jakoś dziwnie, niby z niemieckiego, połączonego z polskim, ale tak naprawdę wiele z nich to brzmiące absolutnie po kaszubsku nazwy charakterystyczne wyłącznie dla tego języka. Niektóre są tak stare (mają nawet dwa tysiące lat), że nikt nie potrafi dowieść jakiejś, nawet zbliżonej etymologii.
|
Grzyby, grzyby, grzyby... |
Dzisiaj na szczęście większość powiatów finansuje tabliczki dwujęzyczne, każdy odwiedzający Kaszuby może dzięki temu zapoznać się nie tylko z nazwą, ale też z oryginalnym alfabetem kaszubskim, np. Męcikał napiszemy: Mãcëkôł, a słynne i piękne Swornegacie - Swòrnégace (Swòrë).
A najchętniej jeżdżę tam... do Zamku Zaborskiego, do nowego gościńca mojego przyjaciela, może też tam zawitacie, http://www.zamekzaborski.com/