poniedziałek, 25 lipca 2011

Początek

No to się zaczęło. Mam rok wolnego czasu. Nie miałem żadnego kryzysu, ani problemów egzystencjalnych.... na te chyba już jestem za stary. Przyjechałem w trochę inny  świat i chcę go opisać.... oczyma Pomorzaka, Kociewiaka z zamieszkania, Kaszuba z serca i ducha.
Kraków był mi znany i bliski od wielu lat, ale zawsze były to wizyty "mimochodem, przejazdem, na wpadnięcie", choć od prawie dwóch lat jest moim alter ego mieszkaniowo-życiowym. Decyzja o przeprowadzce została podjęta wiele miesięcy temu, wszystko jakieś takie racjonalne, przemyślane. Romantyzm przypałętał się za mną w chwili przeprowadzki... trochę łez, zagubione paczki przez kuriera, burzowe niebo, próba rozpakowania kartonów i tak, w napchanym mieszkaniu...
Moje pierwsze spotkanie jako tymczasowego Krakusa z Krakusami urzędowymi miało miejsce w przychodni, stwierdziłem, że licho nie śpi i zaczniemy od lekarza, bo a nóż, widelec zabraknie leku na prostatę, albo serce i będę w wielkiej czarnej d... Pani była niezwykle grzeczna, uprzejma ....i nieugięta. Zapomniałem dowodu osobistego, na nic się zdały błagania, że mam przy sobie prawko, aktualne R-MUA. Nic! Ani mój urok osobisty, ani manipulacja nie zadziałały. Dowód i koniec. Kiedy wróciłem z dokumentem po paru minutach, profesjonalnie i bardzo ciepło zostałem przyjęty, podpisałem potrzebne dokumenty i już. Na moje pytanie: czy w tejże przychodni bywają dni kiedy jest Sodoma i Gomora, otrzymałem zapewnienie, że mogę być spokojny. No to jestem. Blog założony, porządek w chałupie. To teraz tulikanie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz