środa, 11 stycznia 2012

Kluski śląskie

Co można robić w Krakowie, kiedy pogoda nie może zdecydować się jaki wybrać wariant, czy być zimą czy wiecznym przedzimkiem? Cała Polska tonie w chmurach. Można oczywiście iść do teatru, kina, obejrzeć coś w muzeum, ale przede wszystkim można wyjechać, np. do Ustronia. Tam zaczynają się góry, zmienia się klimat, na dole jak wszędzie, ale na Równicy czy Ochodzitej zima pełną gębą. Koło Ustronia leży Wisła, za Wisła nad Wisłą maleńką leży Istebna, do niej przylega Koniaków. Można skoczyć do Czech, albo na Słowację, przejść się po pięknym Cieszynie, tym bez granic. Kupić absynt, a wieczorem upić się do upadłego...
Puchacz wirginijski
Miniony weekend wzorem wielu śląskich turystów wybraliśmy większą ekipą na Śląsk, do Ustronia. Miasteczko, jak i pobliskie okolice prześliczne, nawet teraz o dość ohydnej porze roku. Na zboczach Równicy wymyślili ludzie zoo, takie małe, polskie zwierzaki. Łażą sobie samopas, kiedy są głodne same wyciągają z kieszeni karmę, albo jedzenie. Kiedy są nasycone nie zwracają na żadne smakołyki. Ptaki są inne, tych nie wolno dokarmiać. To królowie nieba, szponiaste, nieopodal niewielka sowiarnia.
Pokaz odbywał się przy dość licznej publiczności, jednak kilka fajnych zdjęć udało się zrobić, zamieściłem je w albumie Ptaki I (drapieżne). Dzięki pokazom sokolniczym można podziwiać w locie bielika amerykańskiego, orła przedniego, przepiękną kanie rudą, sokoła wędrownego, czy południowoamerykańskiego myszołowa zwanego aguja, o przepięknej błękitno-szarej barwie. Chwilę później można obejrzeć wyjątkowo wesołą prezentację sów: w głównej roli nasza rodzima, moja ulubiona płomykówka, latał też puchacz wirginijski, zobaczyć można też puszczyka uralskiego i brunatnego, sowę śnieżną, sowę uszatą i naszego króla puchacza.
Na zimowym szlaku
Narobiłem tych zdjęć, ale najważniejsze to możliwość obserwowania, a nawet patrzenia prosto w oczy, np. bielikowi, którego trzymałem na ręce.
Narciarze mają tu swój mały raj, a wędrowcy po górach, jak i ja skazani na pieszą katorgę wśród śniegów, deszczu i mgły. Widoki, jeżeli nie zasłania ich gęsta mgła, bezcenne. Przynajmniej powyżej 700 m. n.p.m. można spokojnie podziwiać zimę.

A w Krakowie... no tak, zaczęły się warsztaty Pogranicza w Freeday Teatr. Po pierwszych zajęciach boli mnie absolutnie wszystko, ale poczucie jakiegoś bliżej nieokreślonego fizycznego szczęścia jest ogromne. Tyle ruchu to już nie zaznałem dawno. Zabawa, rytmika, improwizacje... wszystko dla mnie nowe, choć przypomina trochę zajęcia z treningu interpersonalnego. Badanie ciała, oswajanie go. Tak sobie uświadamiam, że ja w ogóle nie słucham, ani zastanawiam się nad swoim ciałem, może to wynika z tego, że bardziej skupiony jestem na wnętrzu, na głosie wewnętrznym i zewnętrznym? Bardziej na tym co strzyka, stuka, tyka, ewentualnie boli? A reszta, ta ważniejsza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz