czwartek, 8 września 2011

Bajgle i lekarze

Któregoś dnia miałem sen: na Szerokiej, ubrany w czarne szarawary, kamizelkę spod której wychodził tałes, jarmułka na głowie, obok mnie jakieś piece, worki mąki, do tego surrealistyczne obrazy jak to bywa we śnie, sprzedawałem bajgle z różnymi dodatkami, towarzyszyła temu muzyka i tłum gapiów. I wcale nie czytałem Szulca, ani Singera. Czy z tego miałbym żyć w Kroke? Raczej nie, ale wczoraj byli najmilsi goście w Krakowie, więc bajgle pojawiły się na stole. W życiu nie piekłem chleba, bułek więc czułem lekki stresik, woda, mąka drożdże to ubogi skład i czasami bywa dość złośliwy. Na szczęście udało się i wszyscy ze smakiem je pożarli. Powinienem się przyznać do malutkiego łakomstawa: schowałem jedną bułkę i kiedy zostałem dzisiaj rano sam, zjadłem ze słodkim sosem, o matko jaka uczta. Szkoda, że nie zdążyłem zrobić zdjęcia.
Dzisiaj przetestowałem moją przychodnię. Byłem ciekawy, więc raniutko przystąpiłem najpierw do rejestracji: dzwonię: zajęte: normalka, po chwili znowu dzwonię; odbiera pani w recepcji, do lekarza dostaję się bez żadnego problemu, na bieżąco. Przeżywam mały szok, w Tczewie  o 10.00 mogłem usłyszeć, że tylko ciężko chorzy, albo, że nie ma miejsc itp. Wizyta przebiegała spokojnie, dość długo, wyszedłem z plikiem skierowań,        bez próby faszerowania mnie antybiotykiem. Kompletnie zdziwiłem się, kiedy dzwoniłem do innej poradni by zrobić USG.... najbliższy termin: poniedziałek, pół roku temu czekałem na to badanie cały miesiąc. Poczułem zadowolenie, skleja mi  się ten Kraków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz