środa, 21 września 2011

Teatry

Jak każda kulturalna hidźra, od czasu do czasu wybieram się do teatru. Do tej pory moim ulubionym miejscem był Dramatyczny w Gdyni, ale też często bywało się w Wybrzeżu, no i chyba na większości spektakli w Muzycznym w Gdyni, który kocham miłością nastolatka i Amen. W Krakowie do momentu zamieszkania w nim, byłem na dwóch wydarzeniach: kabaretowej nocy w Piwnicy pod Baranami oraz na  premierze "Nieszporów Ludźmierskich" J. K. Pawluśkiewicza w św. Katarzynie, na której znalazłem się dzięki wsparciu monsieur Nowickiego, który podobnie jak mój chór, lekko się spóźniliśmy biegnąc z koncertu, gdzie dokonaliśmy prawykonania kilku pieśni J. Łuciuka. Pomimo wejściówek nie chciano nas wpuścić, ale ostra reprymenda aktora zdziałała cuda i w sumie, o ile pamiętam, niewiele straciliśmy.  Pierwszy raz w życiu chłopak z prowincji zobaczył takie natężenie gwiazd, robiło to wrażenie. Nie tyle gwiazdy, ale  klasa wykonania utworu.

Moim pierwszym teatrem tu i teraz, był oczywiście Karolowy Freeday Teatr, dosyć niezależna scena działająca do niedawna przy SCKM, to były "Mroczne gry" - czytanie tekstu na scenie, rzadko spotykana forma, faktycznie dość mroczny pokaz. Potem Freeday zaprosił mnie na premierę "IN" - to było przeżycie mistyczne, cudowna sztuka, zrobiona wspólnie z KTT (Krakowski Teatr Tańca), powalający tekst i scenariusz na podstawie powieści Olgi Tokarczuk "Anna In w grobowcach świata". Historia dziwna i intrygująca, jednocześnie mitologiczna i współczesna, gdzie te dwa światy ścierają się, gdzie czas: przeszłość i teraźniejszość wzajemnie się przenikają. Dużo tam lęku, dylematów moralnych, konfrontacji dzisiejszych poglądów i ludzkich postaw, a wszystko w oparciu o taniec osadzony w sumeryjskim micie. Obejrzałbym jeszcze raz.
Siedziba Teatr Barakah, Szeroka 6
Ostatnio zawitałem do Teatru Barakah; mieści się ta mała scena w dawnej mykwie na Szerokiej, czyli przepięknej restauracji Klezmer Hois. Do tego magicznego miejsca wchodzi się pięknym korytarzem, na którym widoczne są jeszcze hebrajskie napisy, potem schodami do piwnicy....i jest się w innym świecie.
Czy byliście kiedyś w garderobie aktorek, które plotkują przed, w trakcie, po próbach, kiedy słucha się opowieści "z tyłu sklepu". Ja nie byłem, ale trafiła się okazja, żeby zobaczyć i wejść do "Garderoby"  Prochazki, słowackiego reżysera, który chyba dośc często w Polsce jest grany i sam jakieś projekty realizuje.   No więc o czym to? O nas, aktorki śmieją się z samych siebie, z widzów, których wciągają do gry (dzięki temu miałem zaszczyt zagrać reżysera przez jakieś 10 sekund), ze wspomnianych bosów, dyrektorów, pracodawców wszelkiej maści, ale jak to zwykle bywa w teatrze, to śmiech przez łzy, tekst o nas, naszych ograniczeniach, potrzebach, walce o byle jaki stołek czy pochlebstwo. Do "Garderoby" wciągają nas dwie aktorki: Lidia Bogaczówna i Beata Wojciechowska, grają niezwykle lekko, beż żadnego zadęcia, aż chce się dołączyć do tych ploteczek i dialogów. Bardzo dobrze spędzony czas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz