Po południu wleciał do domu motyl, na oko jak sądzę, bo barwy wrześniowe są już dość słabe, to pawik, polatał, polatał, spojrzał na mnie i zapytał czy może tu przenocować, oczywiście zgodziłem się natychmiast i tym sposobem jest nas w domu o jednego więcej. Myślałem, że wybierze jakieś ciemne, wąskie wręcz szczeliniarskie miejskie, ale nasz nowy lokator postanowił spędzić zimę w przedpokoju, przyczepiony zwyczajnie do sufitu. Taki to ma dobrze, w sumie mam podobnie, przemija sobie czas, a ja sobie tak wiszę i wiszę i czekam na kolejne lato, bo na razie będę leniuchować jak nasz motylek.
U ojca lepiej... kolejny cud? Chyba Faustyna zadziałała...
Moje przygody lekarskie trwają, zrobiłem już zdjęcie kręgosłupa, krew i mocz po badaniu, jeszcze USG, na które zapomniałem pójść i muszę jeszcze kilka dni poczekać, kręgosłup cały czas mi dowala, szczególnie rano, czy to już będzie tak codziennie? W powietrzu wraźnie czuć jesienią, Planty już chłodne, choć ławki okupują turyści i krakowianie preferujący intelektualny (ksiązki, gazety w ręku) lub plotkarski (glośne i szepty) styl życia. Uwielbiam tam łazić i przyglądać się ludziom, a jest czasami na co popatrzeć :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz