wtorek, 20 września 2011

Pracowanie, prasowanie i fotografowanie

Codziennie rano wstaję, robię porządek, śniadanie, przeglądam prasę, Internet, zabieram się za obiad, po drodze nastawię pranie, odkurzę... kogut domowy. I co najśmieszniejsze, zupełnie mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że jeszcze dni są w miarę długie, można wyjść, spacerować, zając popołudnie; a co będzie kiedy przyjdzie nasza słynna długa zimo-wiosna? Zatem, żeby nie było tak, że się zupełnie lenię, zdecydowałem się na kilka aktywności, m.in. kurs fotograficzny; mam nadzieje, że niedługo będę mógł pochwalić się swoimi pracami. Zdecydowanie lepszymi, niż te, które załączam teraz w galerii.
Mam nadzieję, że kolega się nie obrazi,
to moje dzisiejsze dzieło, jestem dumny
z mojego nikonka
Pierwsze spotkanie za nami. Dużo teorii, ale wiele rzeczy rozjaśniło mi się w głowie w kwestii mojego aparatu, którego uważałem od czasu do czasu za złośnika i bezczelnego typa, a on po prostu miał  niedobrego pana, który nie wiedział jak wykorzystywać jego możliwości. No więc, wszystko robimy na trybie M i żaden inny nas nie interesuje, nawet we wnętrzach, co mnie zmroziło, bo przecież jak robić zdjęcie w muzeum, w którym z reguły oświetlenie jest dość mizerne.
Ogarnąłem zatem dzisiaj balanse bieli, czasy, przysłony i czułość. Nie robiliśmy  specjalnie zdjęć, ale majstrowaliśmy w swoich aparatach, które (zdziwiłem się okrutnie), mogą zrobić całkiem ładne zdjęcia nawet przy jednej, żałosnej świetlówce.
A tak en general.... to jest to moja pierwsza grupa z krakowianami, mój mały światek. Gęba mi się śmieje, drżyjcie fotografowie, nadchodzi New Wave of Biscuit.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz