piątek, 14 października 2011

Fotografia prasowa na światowym poziomie, czyli WPP


Trwa World Press Photo 2011
Fot. Kenneth O'Halloran
Fairground public, Ireland

Od kilku dni wybierałem się na wystawę World Press Photo, do miejsca, które tubylcy nazywają zgrabnie Bunkrem Sztuki, jak się domyślam, nazwa wzięła się od dość makabrycznej, ale jak to zwykle bywa w Krakowie, już zabytkowej bryły budynku, jedynym przedstawicielem brutalizmu na Starym Mieście. 

Tegoroczną wystawę promuje fantastyczny portret dwóch Irlandek, sfotografowanych na którymś z licznych gaelickich jarmarków, i tu uwaga!, w odświętnych strojach! Nie tylko ten portret jest powalający, ale kilka innych z podobnych jarmarków pokazują, że to Irlandia jakiej nie znamy, ale też niezwykle sympatyczna i pełna dystansu do siebie. 
Fotografia prasowa nie należy do moich ulubionych dziedzin sztuki, może dlatego, że jest tak bardzo blisko ludzi, że jest zbyt intymna, narusza tabu, a czasami wręcz pewne normy, z którymi się nie godzę. Do końca też nie rozumiem jej misji... Jak na każdym WPP dominują zdjęcia z takich regionów świata, do których każdy normalny człowiek bałby się pojechać: same wojny, głód, powodzie, masakryczna bieda, na tyle dotkliwa, że z niektórych obrazów czuć dopadający widza smród walających się śmieci, brudnych ludzi czy rozkładających się ciał stosów trupów (Chiny, mnisi tybetańscy organizują zbiorowy, całopalny pogrzeb ofiar trzęsienia ziemi; choć tradycją tybetańską jest tzw. pogrzeb powietrzny, czyli zjadanie pozostawionego na wolnym powietrzu, ludzkiego ciała przez sępy i inne zwierzęta padlinożerne). Nie chcę tu opisywać wystawionych zdjęć, bo są one i tak powszechnie znane, a kto ich nie widział, to pewnie prędzej czy później zobaczy.... 
Jest coś rasistowskiego w tej wystawie: otóż biali, raczej dość bogaci, z wypasionymi obiektywami ludzie, jadą robić zdjęcia biednym, przeważnie kolorowym, zniszczonych życiem, nieszczęśliwym, potrzebującym realnej pomocy ludziom. Po raz kolejny pojawia się potężny wręcz kontrast: tu biali, głównie europejczycy i amerykanie, a tam wy...reszta świata, do którego zawitam, by na was zarobić, ale w życiu bym tu nie zamieszkał. No więc potem te zdjęcia są pięknie obrobione, podziwiane na wystawach, zdobywają nagrody i uznanie, co za tym idzie zarabiają pieniądze, za które zapewne fotograf kupi sobie kolejny obiektyw, albo co tam będzie potrzebował i żądny adrenaliny w poczuciu misji wyruszy na skraj świata, aby nam, innym białym zapewnić rozrywkę w jakimś tam Bunkrze Sztuki, czy innej Art Galery. Bo pewnie nie zbuduje kilku domów podtopionym wieśniakom w Bangladeszu, ani nie wpłaci "zasilenie konta" rodzinie, zabitego w strzelaninie na ulicach Rio - ojca i męża. A może wpłaci, a może wybuduje. Bo przecież fotograf prasowy jest niezwykle wrażliwy na ludzki los, inaczej nie jeździłby w tak niebezpieczne rejony globu. Nie zostawi na pastwę losu ludzi, dzięki którym coś osiągnął. Trochę jestem cyniczny, ale poważnie mówiąc bardziej interesuje mnie POTEM, niż chwila, co jest po zrobieniu zdjęcia? Kantor uzmysławiał swoim widzom, że fotografia koduje na zawsze, ale jednocześnie "unicestwia (uśmierca) poprzez autokratyczne zatrzymanie momentu". Co zresztą nazywał bluźnierstwem, bezczelnością, przekroczeniem pewnych praw. Fotografia przez to, że zatrzymuje bardzo intymne momenty drażniła go. I chyba mam takie poczucie jak Mistrz. Te zdjęcia drażnią, przede wszystkim tym, że nie możesz wyciągnąć ręki by wydobyć z wody tonącego, że nie możesz podać chleba umierającemu dziecku, że nie możesz... nie możesz... a może nie chcesz? Na pewno wyszedłem z tej wystawy pełen wewnętrznych pytań, sprzeczności, nie pozostawia obojętnym. 

Moje WPP z podłogi

Oczywiście jest też na wystawie fotografia przyrodnicza, portretowa, każdy znajdzie coś dla siebie, ale chyba jednak najbardziej zwracają uwagę fotografie tabu; coś w nas takiego jest okropnego, że to lubimy. A zdjęcia naprawdę są genialne.. i tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz