niedziela, 2 października 2011

Mòjë Kaszëbë, czë wëprawa po bòrzóna, czë brzózka je lësô

Wszechobecne babie lato dawało znać o jesieni

Kilka dni wolnego. Wrzesień ma w sobie coś bardzo magicznego, zmieniają się kolory całego pejzażu, pustoszeją miejsca piękne, zadeptywane przez turystów wakacyjnym tumultem, noce są jeszcze ciepłe a dni pozwalają cieszyć się słońcem. Oczywiście najbardziej widać to w lesie. Byliście kiedyś nad rzeką, na brzegach której jednego poranka rodzą się tysiące jętek, gdzie grzyby rosną obok siebie dziesiątkami, spod nóg wylatuje przestraszony lelek, w nocy słychać pohukiwanie włochatki, a za dnia krzyki polujących myszołowów i orlików?  Tak jest na Kaszubach. Do tej listy doliczyć trzeba: codzienny, od świtu po zmierzch, klangor żurawi, wiosenny śpiew stadnie przelatujących ptaków wszelkiej maści, klucze dzikich gęsi hałasujących wręcz nieustannie we wrześniu i wiosną, a w sezonie grzybowym dziesiątki, może nawet setki grzybiarzy, wałesających się i okalających skupionym wzrokiem każdy kawałek poszycia leśnego, by znależć ten swój wymarzony, wypatrzony gatunek pasożyta. Grzyby to fenomen, znany chyba najbardziej na wschodzie Europy. Może wynikał on z biedy, z niedoboru jedzenia, a może po prostu z upodobań kulinarnych? Pewnie rękę przyłożył do grzybobrania nasz Adaś M. swoim piękny opisem spaceru po lesie w "Panu Tadeuszu".
Ponoć najlepsze grzyby rosną w Skandynawii, a nie są tam ani zbierane, ani zbytnio jadane. W Polsce to chyba wręcz narodowa tradycja...i słusznie. Bo jak już się tu jest, trzeba korzystać i jeść, jeść, jeść... Słoneczny poranek obudził mnie zapachem lasu i kawy parzonej przez gospodarza domu, wychodzę na krótki spacer,  na małej polanie otoczonej lasem, koło domu leży stary pług, a wśród płóz rośnie kilka rydzów, które momentalnie znalazły się na stole. Kolejne śniadanie znalazło się, kiedy jechaliśmy wczesnym rankiem do punktu aptecznego w Leśnie z powodu mojego całonocnego bólu głowy. Na brzegu lasu rosły kanie, które wypatrzyliśmy z okien samochodu. Zjedzone ze świeżym mlekiem, domowym chlebem i kawałkami indyka. Potem już codziennie grzyby stanowiły stały element naszego jadlospisu, z tym że codziennie jedliśmy inne, Kaszuby w tym roku obfitowały w: kanie, rydze, podgrzybki, kurki, kozaki brązowe i czerwone zwane po naszemu krawcami. Owocem ostatecznym zbieractwa jest pięciolitrowy słój suszu stojący na widocznym miejscu maleńkiej kuchni.

Cisza jeziora, puste łódki,
tylko kormorany... ciągle głodne

Kaszuby to także przedziwna mapa, topografia, kraina, gdzie znajduje się wszystko: góry z wyciągami narciarskimi, wyżynny krajobraz pojezierza, moreny wokół Trójmiasta, pustynie leśne, chociażby ta, koło Drzewicza, nie mówiąc o Rowokole czy wydmach w Łebie, cudowne morze, rzeki, które są bardzo różne, od leniwych po górskie bystrza, królowa Brda, kociewska Wda, szalone: Wierzëca i Radunia, rzeki pobrzeża: wartka jak Dunajec Słupia, Łeba, Rega, na których można nie bez bólu i wywrotek szaleć na kajakach.
Kaszuby to niezliczone jeziora, z reguły rynnowe, długie, wielkie i malutkie, gdzieś zatopione w leśnych ostępach. Lasy nieprzebyte, niby wszystkie gospodarskie, ale areałem wielkie: Bory Tucholskie, lasy Zaborskie, pachnące sosną i żywicą.
A mapa? To region najdziwniejszych nazw w Polsce: że zacznę od słynnych Swornychgaci, które oczywiście kompletnie nie mają nic wspólnego z gaciami, tylko z kaszubskim czasownikiem gaceniem – co znaczy umacniać brzegi rzeki, czy jeziora sworzniami (sworami)  czyli palikami, tkanymi na przemian korzeniami sosny. Do tego worka można dołożyć: Mylof, Złe Mięso, Męcikał, Asmus, Wiele, Funka, Niepszczołąg, Rolbik, Lamk, Wdzydze, Gotelp, Wygoda, Puc, Puck, Malachin, Belfort, Foshuta, Bachorze.... można tak w nieskończoność, wszystkie one brzmią jakoś dziwnie, niby z niemieckiego, połączonego z polskim, ale tak naprawdę wiele z nich to brzmiące absolutnie po kaszubsku nazwy charakterystyczne wyłącznie dla tego języka. Niektóre są tak stare (mają nawet dwa tysiące lat), że nikt nie potrafi dowieść jakiejś, nawet zbliżonej etymologii.
Grzyby, grzyby, grzyby...

Dzisiaj na szczęście większość powiatów finansuje tabliczki dwujęzyczne, każdy odwiedzający Kaszuby może dzięki temu zapoznać się nie tylko z nazwą, ale też z oryginalnym alfabetem kaszubskim, np. Męcikał napiszemy:  Mãcëkôł, a słynne i piękne Swornegacie - Swòrnégace (Swòrë).

A najchętniej jeżdżę tam... do Zamku Zaborskiego, do nowego gościńca mojego przyjaciela, może też tam zawitacie, http://www.zamekzaborski.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz